Wyniki konkursu „Opowiedz swoją niezwykłą historię z Polski i Japonii”

fot. Bartosz Haduch

Z przyjemnością ogłaszamy wyniki konkursu Opowiedz swoją niezwykłą historię z Polski i Japonii. W przypadającą na rok 2019 setną rocznicę nawiązania oficjalnych stosunków dyplomatycznych pomiędzy Polską i Japonią pragnęliśmy zebrać i poznać historie, które łączą te dwa kraje. A oto Zwycięzcy konkursu, a także Autorzy trzech niezwykłych historii:

I miejsce Dorota Pyra
II miejsce Bartosz Haduch
III miejsce Aleksandra Czyżewska-Felczak

Wszystkim Uczestnikom konkursu dziękujemy za udział, a Zwycięzcom serdecznie gratulujemy!

Najmocniej przepraszamy również za poważne błędy, które zakradły się do informacji. Wyniki nie dotyczą konkursu Sen o Japonii. Pomoc Japonii dzieciom polskim w latach 1919–1922. Dziękujemy za czujność i wyrozumiałość!

Zachęcamy do zapoznania się z Niezwykłymi historiami z Polski i Japonii przesłanymi przez naszych zwycięzców!

Dorota Pyra. Haibun

Haibun to japońska forma literacka łącząca prozę z poezją haiku. Poniższe haibuny są częścią zbioru, który powstał pod wpływem mojej podróży do Japonii – nagrody związanej ze zdobyciem Grand Prize w międzynarodowym konkursie haiku „The 2009 Shiki Special Kukai in Memory of William J. Higginson”. Konkurs został zainicjowany przez The Shiki Special Kukai Team, a patronat nad nim objęły Fundacja Kultury Ehime i Uniwersytet Matsuyama. Bogaty program wizyty i niezwykłe spotkania wciąż stanowią dla mnie źródło inspiracji.
(Każdy haibun to osobne wspomnienie).

Powitanie
Uniwersytet Matsuyama pochodzi z 1923 roku. Okna sali, w której zostaję przyjęta, wychodzą na XVII-wieczny zamek. Patrzę na mury zamku – mój czas w Japonii dopiero się zaczyna. Siedzimy przy stole i rozmawiamy o haiku, o podróży, o Polsce. Mieszają się dźwięki słów, gesty. I nagle – ta cisza…
 
między przeszłością
a przyszłością
smak zielonej herbaty

Muzeum Shikiego
Wchodzimy do szarej bryły budynku. W przestronnych salach wystawia się przeszłość poety: zdjęcia, listy, wiersze, rysunki, rzeczy codzienne – niecodzienne. I walizka. Pewnie lekka, bo już po podróży.

krok za krokiem
Kimiyo tłumaczy mi
nieprzetłumaczalne

Origami
Siadamy obok siebie. Jej cień załamuje się na ścianie, a mój dosięga jej dłoni. Naoko podaje mi kartkę delikatną jak opłatek. Drugą zostawia sobie. Przyglądam się i powtarzam każdy jej ruch, spokojnie i dokładnie. Powoli dłonie stają się gniazdem.

szeleszcząc bielą
składam – rozkładam skrzydła
para żurawi
 
Pokój tatami
Pokój – pudełeczko, szkatułka na sześć tatami. W tokonoma – wazon, nad wazonem – zwój. Na zwoju – znaki kanji – jakże stare, szlachetne. Mówią więcej, niż można o nich powiedzieć. Wobec nich milczę, słucham i patrzę. W oknach dojrzewa papierowa noc, a w pustym pokoju – pełnia.

słomiane maty
boso
po blasku księżyca

Yukata
Na yukacie Satomi – słoneczniki, na mojej – kwitnące wiśnie. Najpierw ubierają mnie: dwie Japonki – widać, że od dawna wiedzą, co czynią. Znaczenie ma każdy szczegół, każdy rąbek, każde „w lewo” i „w prawo”. Podwijają, wyrównują, oplatają; za moimi plecami zawiązują mnie na kokardę.

różowe obi
zebrane w jeden bukiet
kwiaty sakury

Spotkanie z The Shiki Team
Spotkanie dobiega końca. Kimiyo chowa do torebki swój mały szkicownik, buteleczkę z wodą i akwarelowe kredki. Taka jest Kimiyo. Ja zamykam notatnik, a w nim moją ulotną pamięć: ważne informacje, adresy, daty. Taka jestem. Pan profesor mówi, że chce przyjechać do Polski, kiedyś, ale ja cieszę się już dziś.

noc taka ciepła
wracam razem z księżycem
do mojego snu

***

Trzy lata później, w 2012 roku, na zaproszenie Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej do Gdańska przyjechali członkowie The Shiki Team – wykładowcy Uniwersytetów Matsuyama i Ehime: prof. Manabu Sumioka i prof. David Bogdan – aby przedstawić działalność The Shiki Team, przybliżyć twórczość Masaokiego Shikiego i propagować poezję haiku. Z racji zainteresowań profesora Sumioki postacią Mikołaja Kopernika goście zwiedzili również Frombork.

Bartosz Haduch. „Okna Teshimy”

To krótka historia o zachwycie i przemierzeniu tysięcy kilometrów, by zobaczyć jedno miejsce. Znajduje się ono na wyspie Teshima, na szczycie wzgórza z malowniczym widokiem na morze i las. Natura otwiera się tu na wodę, zależy od niej, żywi się nią. Woda jest też głównym motywem „muzeum / niemuzeum” będącego celem mej podróży.

Dwa budynki o kształtach kropel widoczne są z daleka, kontrastując z otaczającą je zielenią. Oba powstały w symbiozie z naturą – dosłownie i w przenośni. Ich organiczne formy zostały wylane z betonu na usypanych pagórkach, a miejscowe kruszywo stanowiło podstawowy składnik budulca. Po wyschnięciu zewnętrznych skorup ziemia została wydobyta z wnętrz poprzez owalne otwory – okna. W obu obiektach są tylko trzy. Jedno przeszklone w kawiarni, a dwa – otwarte w głównej przestrzeni muzeum. Przed wejściem do tego najważniejszego wnętrza zgodnie z japońską tradycją należy ściągnąć obuwie. Chłód posadzki to pierwsze wrażenie odczuwalne tuż po wkroczeniu do rozległej sali. Drugie – to przyjemny wiatr wpadający przez otwory okienne od wschodu i zachodu. Jego obecność podkreślają długie wstążki podwieszone pod sufitem, poruszające się przy najmniejszym podmuchu.

Na pierwszy rzut oka przestrzeń wydaje się pusta. W pozornie statycznym obrazie pojawia się jednak niespodziewany ruch w postaci drobnych kropel wody ślizgających się po powierzchni posadzki. Są ich setki, może tysiące. W ruch wprawia je najmniejsze drganie pozornie płaskiej podłogi. W rzeczywistości jest ona pełna nierówności, a krople pojawiają się na niej za pomocą sieci ukrytych kanalików. W deszczowy dzień wpadają również przez okna, tworząc lśniące kałuże. Krople spadające z nieba mieszają się z tymi wypływającymi spod ziemi i podkreślają odwieczny cykl natury. Ten spektakl można odbierać w sposób czysto estetyczny, ale można pokusić się też o interpretacje w kontekście filozofii, ekologii, a nawet religii. Każda może być trafna, tak jak każdy odwiedzający może mieć własną. Miejsce pozornie puste okazuje się więc pełnym uniwersalnych znaczeń.

To skromne muzeum jest przestrzenią wyjątkową i ponadczasową – sprzyja wyciszeniu, refleksji i kontemplacji; ilustruje też płynność, złożoność i niestałość świata – dziś, jutro i wczoraj. To agora spotkania, otwarta na różne sposoby percepcji i reakcji. To miejsce, gdzie architekt (Ryūe Nishizawa) tworzy ramy dla sztuki, a artystka (Rei Naito) dla natury. Mówią jednym głosem. Z wyczuciem, wrażliwością, szeptem… To miejsce zachwytu, w ramach którego powstaje zaledwie kilka zdjęć, a one stają się dla mnie początkiem zupełnie innej historii[1].

[1] W 2016 roku fotografia autora pt. Teshima Window została wybrana jako najlepsze zdjęcie nadesłane z Polski w największym konkursie fotograficznym na świecie – Sony World Photography Awards; została również zakwalifikowana do 50 finałowych zdjęć w kategorii Architecture spośród 95 541 prac nadesłanych ze 186 krajów.

Aleksandra Czyżewska-Felczak. „Fuji-san”

Ostatecznie wyruszyłam później, niż zamierzałam. Choć słońce już od paru godzin jaśniało na niebie, w Kawaguchiko prawie nie widać było oznak życia. Po wczorajszym deszczu nie został żaden ślad; teraz niczym niezmącony błękit niemal zlewał się w jedno z subtelnym, bladym zarysem majaczącej w oddali sylwetki świętej bogini – Fudżi. Ze szczytu wydobywał się biały kłąb mgły i powoli sunął wzdłuż jej grzbietu. Jeśli bogini będzie dla mnie łaskawa, może już za kilka godzin zdołam zdobyć jej serce.

Niespełna godzinę później wysiadłam z autobusu i głęboko zaczerpnęłam powietrza. Temperatura na tej wysokości była zdecydowanie przyjemniejsza niż w dole. Lepki, wilgotny skwar tutaj podszywał chłodny pazur mgły, a słońce z trudem przebijało się przez gęste, białoszare opary. Popijałam gorącą kawę, czekając, aż organizm przyzwyczai się do nowych warunków, i ukradkiem obserwowałam grupki Japończyków szykujących się do wymarszu. Niektórzy przysiedli na kamieniach i w skupieniu jedli bentō, inni sumiennie robili skłony i przysiady, aby przygotować ciało na trudy pielgrzymki. Ta atmosfera nabożnego podekscytowania udzieliła się także mnie, gdy wreszcie ruszyłam w drogę.

Mgła ścieliła się gęsto, przykrywając czarny, wulkaniczny rumosz i zielone kępy roślin. Gdzieś w dole znajdowało się jezioro Kawaguchiko, teraz zupełnie niewidoczne. Srebrzyste drzewa powyginane przez wiatr zastygły w nienaturalnych pozach niczym w rytualnym tańcu. Początkowo szlak biegł dość szeroką ścieżką, jednak im wyżej się wspinałam, tym bardziej stawał się wąski i stromy, roślinności ubywało, a skały przybierały osobliwe barwy. Oddychałam ciężko, mozolnie stawiając krok za krokiem i powoli pnąc się w górę. Na tym etapie rzadko już spotykałam innych piechurów, dlatego dwie dziewczynki w różowych kurtkach szczególnie przykuły moją uwagę. Najpierw musiałam minąć ich tatę (sumimasen), potem młodszą z nich, aż wreszcie zrównałam krok ze starszą, około dziesięcioletnią, która odważnie wdrapywała się na skały – wtedy nasze spojrzenia się spotkały i już nie było odwrotu, nie potrafiłyśmy oderwać od siebie wzroku, choć obie wiedziałyśmy, że to wbrew regułom. Jej spojrzenie było przeszywające i przez moment stałam jak sparaliżowana, boleśnie świadoma, że tak, jestem gaijin, że co rusz nieumyślnie popełniam jakąś niezręczność, że może święta góra Fudżi wcale nie życzy sobie mojej obecności… Niespodziewanie dziewczynka straciła równowagę. Krzyknęła lekko, rozpaczliwie wymachując ramionami.

– Akiko! – zawołała z przerażeniem jej siostra, a mnie przez myśl przemknęło jedynie, jakie piękne imię, i bez cienia zawahania zrobiłam krok w jej stronę, jednocześnie wyciągając rękę. Akiko chwyciła się rękawa mojej bluzy. Już. Po wszystkim. Przez krótką chwilę stałyśmy tak obie, a nasz śmiech niósł się cicho po tym księżycowym krajobrazie.

A potem wszyscy dalej wspinaliśmy się na górę Fudżi, jak ślimaczki. Powoli. Powoli.
NEWSLETTER
!Wypełnij to pole
!Wypełnij to pole