Wystawa

Jan A.P. Marzyciel

Gmach główny, poziom -1
30.04.2023 - 01.06.2023

Wernisaż: 29.04.2023, 15.00

Kurator: Rafał Syska, Jędrzej Kościński Aranżacja wystawy: Latala Design Identyfikacja wizualna: Szymon Zakrzewski Partnerzy: Krakowskie Biuro Festiwalowe, Mastercard OFF CAMERA, Wajda School & Wajda Studio
Siedemdziesiąt lat temu, 29 kwietnia 1953 roku, w Koninie, który kojarzy nam się z kopalniami węgla brunatnego i wielkimi elektrowniami, przyszedł na świat Marzyciel.

Ale czy tylko Marzyciel? Jan A.P. Kaczmarek to przecież nie tylko fantasta, snujący nierealizowalne plany i idee, ale też konsekwentnie stąpający po ziemi kreator, niestrudzony organizator życia kulturalnego i opiekun młodych artystów. To kompozytor filmowy i teatralny, autor wielkich form wokalno-instrumentalnych i laureat Oscara. Twórca Międzynarodowego Festiwalu Filmowego „Transatlantyk” i światowiec, który z lekkością porusza się między Ameryką a Europą, sztuką a biznesem, filmem a muzyką.

Choć otaczający nas świat przepełniony jest złem, a ciężka choroba nie oszczędziła i jego samego, Jan pozostał wierny swej jasnej filozofii życia. Spotkania z nim to dialogi, bo w rozmowie i umiejętności słuchania drugiego człowieka dostrzega on drogę ku uparcie wyznawanym wartościom: tolerancji, równości ludzi i solidaryzmowi, którym poświęcał swe utwory i inicjatywy. W zaangażowaniu w wielkie idee porywa charyzmą, elokwencją i retoryką lapidarnych porównań. Sukces postrzega jako szczęśliwe połączenie kilku elementów: talentu, pracowitości i rozumienia potrzeb odbiorcy, ale też umiejętności zarządzania własną karierą i intelektualnej bazy każdego projektu.

Jego wędrówka przez życie to podróż z barw ciemnych ku jasnym. Na pierwszych fotografiach, gdzie z niesłychaną ekspresją prowadzi Orkiestrę Ósmego Dnia, wydaje się mroczny, nieprzystępny – niczym guru, mistrz ceremonii, mistyk. W wywiadach często powtarzał, że hollywoodzcy reżyserzy bali się angażować go do napisania muzyki do filmów, bo spodziewali się ponuractwa i melancholii. Ktoś, kto przyjechał z Europy Środkowej, musi mieć we krwi fatalizm – twierdzili. Jan przełamał go na emigracji. Tam się nauczył przeć do przodu, tam zrozumiał siłę optymizmu i idealizmu, którą z trudem przeszczepia na grunt Polski.

Do Ameryki trafił dwa razy. Najpierw na tournée z Orkiestrą Ósmego Dnia, w czasach beznadziei stanu wojennego, a potem już po upadku PRL-u. W Stanach Zjednoczonych jego talent odkryły amerykańskie media, Orkiestrze udało się wydać płytę, a krytycy rozpływali się w zachwytach. Ale Kaczmarek wrócił do Polski, pozostał w kraju przez kolejne lata, pracował dla teatru, eksperymentował. W pięknie położonej wiosce Rosnówek pod Poznaniem prowadził z żoną Elżbietą fascynujący dom ucieleśniający idee wolnej kreatywności, związków z przyrodą, medytacji. W tym czasie tworzył niezwykłe spektakle multimedialne, wyprzedzające swój czas, łączące muzykę, sztukę nowych mediów, tradycyjne instrumenty i komputery. Tak powstał performatywny koncert Czekając na Kometę Halleya, do realizacji którego wypożyczono 150 telewizorów z gdańskiego Unimoru, a także Symfonia Solo, gdzie stuosobowa publiczność, siedząc na obrotowej scenie Teatru Polskiego, oglądała projekcje wyświetlane na wielkich płachtach tiulu. Do Ameryki wyjechał ponownie w czasach transformacji ustrojowej, gdy wielu artystów – wcześniej zmuszonych do emigracji – wracało do Polski. Napisał muzykę do kilku spektakli, jedna z kompozycji otrzymała nagrodę za najlepszą kompozycję teatralną roku.

Ciemne barwy i gwałtowna dynamika jego pierwszych utworów zaczęły ustępować miejsca jasności. Jaśniały też długie włosy Jana, nabierając szlachetnej siwizny. Tylko ubranie pozostawało nieodmiennie czarne, bo Jan prezentował się odtąd tylko w dwóch kolorach – bieli i czerni – gamę pozostałych barw zostawiając muzyce i ludziom, którym dedykował swe liczne dzieła. Do Polski przyjeżdżał chętnie, a może po prostu nigdy nie stracił z nią kontaktu. Pisał więc muzykę do zagranicznych filmów Agnieszki Holland, a próbną wersję kompozycji do Marzyciela nagrał w Poznaniu. Z Polski angażował też współpracowników – w tym Leszka Możdżera – tu ma też przyjaciół: ludzi biznesu, kultury i aktywizmu społecznego.

Do kraju wracał z bagażem fascynujących idei, którymi zarażał wszystkich wokół. Taki był festiwal „Transatlantyk”, który nie ograniczał się li tylko do przeglądu filmów, lecz stał się miejscem spotkań, projekcji, koncertów, warsztatów i konkursów dla młodych kompozytorów. Trudno zliczyć, ileż wartościowych znajomości zaczynało się od uczestnictwa w kinie kulinarnym lub kinie łóżkowym – nieodzownych punktach festiwalowego programu. Równolegle powstał Instytut „Rozbitek”, założony w zrujnowanym zamku pod Poznaniem. Cierpliwie rewitalizowany budynek stał się miejscem, gdzie mogły nabrać kształtu kariery utalentowanych muzyków, szkolonych przez zapraszanych do współpracy uznanych mistrzów. Podobną rolę odgrywały wielkoskalowe koncerty Kaczmarka, przeznaczone na chór, solistów i orkiestrę, chwalące najbardziej wiekopomne wydarzenia z historii Polski.

Jan nie boi się wzniosłych idei. Wokalno-instrumentalne utwory pisze na cześć Solidarności, Muzeum Emigracji, Uniwersytetu Jagiellońskiego. Mierzy się z wielkimi narracjami: Quo vadis czy Wojną i pokojem. Zachwyca też intymną kameralistyką, gdy muzyką filmową opisuje miłość dwóch kobiet żyjących w czasach nazistowskich Niemiec lub gdy towarzyszy emocjom nieszczęsnego psiaka, czekającego wiernie na swego nieżyjącego właściciela. Jan, na otwarciach festiwalu „Transatlantyk”, którego edycje odbywały się najpierw w Poznaniu, potem w Łodzi, a w końcu na Śląsku, zawsze mówił o energii dobra i o potrzebie łączenia ludzi, którzy choć wyznają wzniosłe wartości, zwykle zagłuszani są przez jazgot plotek i zawiści. W tych miejscach kroczył dumnie, jakby bez strachu i tremy, ale też bez pustej próżności. Odwaga podkreślania wartości i głoszenie szacunku nie są – wbrew pozorom – nadmiernie trudne i nie muszą wymagać poświęcenia. Powinny – twierdził wytrwale – być standardem i codziennością. Stąd tak płynnie współgrają u Kaczmarka tak odmienne w ekspresji i sile wyrazu dzieła wymagające monumentalnego aparatu muzycznego i intymnego popisu solisty. Ważny w muzyce Jana jest rytm, wyrazisty, jasny, skierowany do przodu, choć uchwycony w niekończącej się pętli wariacji i przetworzeń. Nie jest to rytm wojennych marszów lub celebracyjnych pochodów, a raczej rozmarzonego eskapizmu, jasnych tonacji, krótkotrwałego zatopienia się w prywatnych fantasmagoriach i tęsknotach.

Konceptem scenariuszowym wystawy, którą czcimy siedemdziesiąt lat życia Jana A.P. Kaczmarka, jest zatem idea dialogu kultur i ludzi – wybrzmiewająca w nazwie jego festiwalu, w wyborze zleceń (nieprzypadkowo pojawia się wśród dzieł fanfara na temat autostrady), w potrzebie przerzucania mostów i pomagania artystom znajdującym się na początku kariery. Nasza wystawa nie przyjmuje więc chronologicznej narracji, zestawiającej fakty biograficzne, lecz wyróżnia warstwę emotywną – korespondując tym samym z dziełami kompozytora i z jego aktywnością organizacyjną. Toteż obok muzyki do filmów i spektakli teatralnych usłyszymy i obejrzymy na wystawie kompozycje autonomiczne, bo sama twórczość Jana A.P. Kaczmarka niezmiennie promuje wyznawane przez niego wartości: kreatywność, solidaryzm, równość i poczucie wspólnoty.

Wystawa nie opiera się zatem na linearnej strukturze opowiadania, lecz jest zestawem powiązanych ze sobą przestrzennych plam. Choć będą one wydzielone lekkimi przepierzeniami, ściankami, ekspozytorami lub projekcjami, czynność zwiedzania powinna przyjąć możliwie najbardziej autonomiczny i swobodny dla widza charakter. Odbiorcę prowadzą wielkoformatowe wydruki, napisy i filmy, wokół których pojawiają się mniejsze formy wystawiennicze pozwalające na wniknięcie w szczegół, intymnie doświadczany obiekt lub ulokowany w gablocie dokument. W ten sposób zwiedzający natyka się choćby na fotografię Kazimierza Macińskiego, wiejskiego felczera, a zarazem muzyka amatora, który nie tylko przygrywał do niemych filmów w lokalnym kinie, ale też stał się pierwszym nauczycielem muzyki swego wnuka – małego Jasia Kaczmarka.

Zwiedzający jeszcze przed wejściem do wnętrza ekspozycji jest przyciągany dużym portretem Jana A.P. Kaczmarka– to kompozytor u szczytu sławy, ale zarazem świadomy swego posłannictwa, które nie ogranicza się tylko do aktu tworzenia. Widz, nim tam dotrze, będzie mógł się zatrzymać, by zapoznać się z biogramem kompozytora, a potem spacerować między kilkoma strefami układającymi się w nielinearny układ faz artystycznej kariery. Dom rodzinny przechodzi więc płynnie we współpracę kompozytora z Jerzym Grotowskim, a potem w działalność w Orkiestrze Ósmego Dnia. Ważne miejsca na wystawie zajmie Ameryka (ze zdjęciami i dokumentami przedstawiającymi pierwszą podróż Jana do USA, a potem pracę w tamtejszych teatrach). Nie zabraknie też tandemów twórczych, gdy kariera filmowa kompozytora zostanie spleciona z dziełami między innymi Agnieszki Holland i Lecha Majewskiego. Potem pojawią się strefy poświęcone Transatlantykowi (który pozwoli poznać nie tylko ideę festiwalu, ale również inne projekty Kaczmarka), a także „wielkim ideom” (które pozwolą podkreślić znaczenie takich wartości jak równość i wspólnota w działaniach muzycznych i pozamuzycznych Jana Kaczmarka). W finale ścieżki zwiedzania najważniejszy stanie się Marzyciel (gdzie film Marca Forstera uruchomi skojarzenia z innymi obrazami i kompozycjami ewokującymi świat fantazji i marzeń) oraz Oscar (gdzie wyróżniona w gablocie statuetka otoczona jest innymi laurami kompozytora).,Ważną częścią ekspozycji jest interpretacyjna rekonstrukcja gabinetu kompozytora, złożona z autentycznych urządzeń i instrumentów używanych na co dzień przez Jana Kaczmarka w procesie tworzenia muzyki. Nie braknie tu legendarnych, czasem udokumentowanych jedynie w formie fotografii, instrumentów – jak choćby słynnej fidoli i niewkacza. Plakaty z festiwalu „Transatlantyk”, połączone z imponującą kolekcją fotografii kompozytora, znajdą się na ścianach przestrzeni ekspozycyjnej, towarzysząc też przeskalowanym partyturom niezapomnianych dzieł kompozytora. Szczególną ozdobą ekspozycji są również wielkoformatowe projekcje: wideoeseistyczne kolaże ułożone w wybrane tematy, a także mappingi zestawiające przebieg muzyki na partyturze z fragmentami z Marzyciela. W mniejszych telewizorach widz będzie mógł posłuchać samego kompozytora, opisującego swe projekty i charakter pracy.



Samo wnętrze wystawy jest zarazem wstępem do spaceru po ogrodzie, gdzie przewidzieliśmy dla widzów performatywno-scenograficzną przestrzeń, pełną wizualnych i audialnych atrakcji, stanowiących reinterpretację nastrojów i motywów pochodzących z filmu Marzyciel. Lampiony, leżaki, mała architektura, delikatnie sącząca się z niewidocznych głośników oscarowa muzyka, rozłożone na trawniku meble zachęcające do położenia się na nich, elementy rzeźbiarskie – wszystko to stanie się zwiewnym i sensualnym decorum dla bardziej cielesnego doświadczania wystawienniczych treści. Tu nie musieliśmy umieszczać obiektów, bo to sami widzowie stają się tytułowymi Marzycielami. To oni będą współgospodarzami przestrzeni ogrodowej, stanowiącej reprezentację nie tylko świata przedstawionego filmu, ale przede wszystkim świata doznań samego kompozytora. W tym miejscu, najbardziej krakowskim i japońskim zarazem, poczujemy Jana najbliżej – dziś mieszkańca Krakowa, w którym – wraz z drugą żoną, Aleksandrą – zamieszkał w tajemniczych ruczajach, nieopodal Skałek Twardowskiego.

W tym majowym klimacie „ogrodu marzeń” najpełniej będzie można doświadczyć tego, czym Jan A.P. Kaczmarek chciał nas zawsze zarazić. Najważniejsze dla niego są dialog, optymizm i idealizm, a także chęć łączenia ludzi przez film i muzykę. Jan zachęca nas do dialogu i słuchania drugiej osoby. A momenty ciszy i zamyślenia wypełnia już swymi dziełami.
Rafał Syska


Projekt współfinansowany ze środków Miasta Krakowa oraz Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej.

NEWSLETTER
!Wypełnij to pole
!Wypełnij to pole